Azory: Akwedukty na Sao Miguel

Plantacje ananasów to jedna z największych atrakcji Sao Miguel. Jednak na pewno nie jedyna. Nieco mniej znana jest sieć rozsianych po wyspie akweduktów pochodzących z XVIII w. Mamy okazję zobaczyć kilka z nich – niektóre są ukryte, dotarcie do innych jest z kolei banalnie proste! 

Dzień 1 i 2, 27-28.06.2019, część 2/3

Zanim jeszcze ruszymy spod pełnych dojrzewających ananasów szklarni chwilę zastanawiamy się, gdzie teraz? Jechać główną drogą na południu w kierunku Mosteiros i tamtejszej urokliwej plaży, czy zagłębić się we wnętrze i tak niezbyt szerokiej wyspy podziwiając dużo więcej widoków niż z głównej trasy? Wybór jest oczywisty. Wybieramy wnętrze! Odbijamy jednak nieco z trasy w kierunku znalezionego na mapie przypadkiem akweduktu.

Akwedukty na Sao Miguel

Azory znane w starożytności Fenicjanom, zostały ponownie odkryte w 1427 roku przez Portugalczyków, którzy przeprowadzili szybką kolonizację niezamieszkanego wcześniej archipelagu. Głównym problemem był jednak niedostatek wody pitnej, stąd też jeden z władców – król Manuel I – za sprawą dekretu z 1521 roku nakazał budowę pierwszych na wyspie Sao Miguel akweduktów. Część z nich była naziemna, część – podziemna. Część akweduktów powstała z drewna i gliny, co uniemożliwiło ich zachowanie do dzisiejszych czasów, ale w XVII w. ze względu na łatwość utrzymania budowano też kamienne konstrukcje. W końcu na wyspie wulkanicznej tego budulca nie brakuje.

Aqueduto d’Agua Nova

Jadąc w kierunku Mosteiros zbaczamy nieznacznie z trasy w stronę Aqueduto d’Agua Nova.  W znacznej mierze przejął to miejsce bujnie rozwijający się las – z drogi, którą poruszają się chyba tylko okoliczni mieszkańcy, widać jedynie niewielki fragment arkady. Ten pojedynczy łuk pochodzi z 1778 roku. Woda transportowana nim pokrywała zapotrzebowanie tutejszych ludzi i zwierząt.

Legenda głosi, że nazwa tutejszego źródła wody odnosi się do szewca, który zapominając zanieść lek z miasta kobiecie cierpiącej na jelita, zebrał tu wodę i dał chorej jako domniemane lekarstwo. Kobieta pijąca „cenny” płyn zaczęła czuć się lepiej i w ten sposób sława cudownego źródła rozprzestrzeniła się pośród lokalnej populacji. Za akweduktem zobaczyć wciąż można zestaw „umywalek”, używanych w przeszłości przez kobiety do prania ubrań.

Aqueduto do Carvao

To kolejny akwedukt, który widzimy nieco później, zanim wjedziemy do Lagoas das Empadadas. Znajdujący się obok Pico do Vigario fragment jest już znacznie częściej odwiedzany, bo leży przy główniejszej trasie. Akwedukt ten prowadził do fabryki alkoholu Santa Clara, miał łączną długość około 15 kilometów. Nie jest znana dokłada data jego budowy. Nieco dalej widać jego kolejny fragment.

Kamienne łuki otacza bujna roślinność – za akweduktem rośnie całe mnóstwo roślin o charakterystycznych ogromnych liściach – to gunery zwane również parzeplinami. Czuję się przy nich jak Calineczka. Albo zmniejszona Alicja w Krainie Czarów! Sam akwedukt też przejęła w pełni przyroda – porośnięty jest najróżniejszą roślinnością. To z kolei przypomina nieco Tajemniczy Ogród.

Aqueduto das Furnas

Zbudowany w 1908 roku akwedukt znaleźć można także w położonym na wschód od Ponta Delgada mieście Furnas. Mam wrażenie, że mało kto do niego dociera i niestety wygląda na to, że mało kto też o niego dba. Ten akwedukt również jest nieco ukryty – stanowi ścianę trybun tutejszego stadionu. Długi na około 70 metrów fragment składający się z 8 łuków wymaga podejścia od tyłu, polną drogą poprowadzoną obok boiska.

Muro das Nove Janelas

Największą i najbardziej charakterystyczną częścią akweduktów na wyspie Sao Miguel jest niewątpliwie „Ściana Dziewięciu Okien” – Muro das Nove Janelas, znana z dziewięciu łuków: pięciu górnych i czterech niższych. Nie docieramy niestety do jej największej, najbardziej imponującej części zadowalając się jedynie fragmentem biegnącym przy jednej z bocznych dróg. Możemy w tym miejscu zajrzeć do środka akweduktu:

Poza powyższymi są jeszcze:

  • Aqueduto da Fonte do Sapateiro
  • Aquedutos da Janela do Inferno

Hortensjowy szał!

Gdzieś pomiędzy pierwszym a drugim akweduktem, trafiamy na przepięknie rozkwitnięte krzewy hortensji. Zaczynałam już trochę wątpić w ich obecność tutaj, bo dotychczas mijaliśmy liche roślinki lub ewentualnie większe okazy, będące jednak odmianami o rzadszych, mniej imponujących kwiatach. Wciąż liczyłam na te słynne hortensje, które w pełni rozkwitu ledwo są w stanie utrzymać ogromne ukwiecone kule. I wreszcie są!

Spędzamy przy nich dłuższą chwilą nie mogąc nacieszyć oczu widokiem. Miejscowi kręcący się pośród okolicznych zabudowań wyglądają, jakby nie zwracali na nas uwagi, ale niejeden z kierowców pozdrawia nas albo uśmiechem, albo machaniem ręki. Turyści to wciąż towar deficytowy w tych okolicach. Jakim cudem? Nie mam pojęcia…

Poza hortensjami na wyspie spotkać można też tysiące kwitnących niebieskich kul – to charakterystyczne dla Afryki Południowej (!) agapanty zwane również liliami afrykańskimi. Ostatniego dnia pobytu na lokalnym targu kupimy kilka sadzonek tej rośliny. Jest co prawda dostępna w sprzedaży i w Polsce, jednak przywieziona z podróży ma większą wartość sentymentalną. Będziemy je ciągnąć prawie dobę do kraju!

Należy jednak pamiętać, że w naszym klimacie agapanty nie są w stanie przetrwać zim – należy je przenosić na ten okres do nieco cieplejszego, ale jasnego pomieszczenia z temperaturą w zakresie 2-8 stopni. Jako pasjonatka roślin owadożernych wiem, o co chodzi – muchołówkom i innym gatunkom również należy zapewnić niższe temperatury zimą pozwalając na przejście okresu spoczynku.

Widoki, widoki, widoki!

Z realizacją planu na ten dzień jesteśmy daleko w lesie, ale co poradzić, gdy co chwila musimy się zatrzymywać? Mało ruchliwymi drogami o różnym stanie nawierzchni (główne drogi są świetnie utrzymane, jednak te mniej istotne często są wąskie, wyboiste i nieco podziurawione) jedziemy w kierunku Lagoa Azul raz po raz zatrzymując się, by spojrzeć na otaczające nas krajobrazy. Zagłębienie się we wnętrze wyspy było doskonałym wyborem! Napatrzeć się nie mogę na to, co ciągle mamy przed oczami.

Liczne pastwiska (Azory słyną z wybornej wołowiny i serów robionych z krowiego mleka), górki, które ewidentnie były niegdyś wulkanami, setki, a może nawet tysiące hortensji… Zaczynam żałować, że spędzimy tu tylko kilka dni. Z drugiej strony bardzo się cieszę, że w ogóle tu dotarliśmy. Znaczną część serca oddałam Islandii, resztę zostawiam na Azorach.

Próbuję zaznaczać w aplikacji Maps.ME (tak swoją drogą aplikacja ta momentami średnio radzi sobie na wyspie…) kolejne i kolejne punkty widokowe, ale w momencie, gdy kropki na mapie prawie nakładają się stwierdzam, że nie ma to sensu. Sao Miguel to jeden wielki punkt widokowy!


Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do moich pozostałych relacji z Azorów! Będzie mi również niezmiernie miło, jeśli pozostawisz tu po sobie ślad w postaci komentarza. 

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Skomentuj